sobota, 15 września 2012

Rozdział XII

Łzy zbierały mi sie w oczach lecz nikomu tego nie pokazałem. Ani na lotnisku z którego wystrzeliłem jak z procy ani gdy wbiegłem do domu trzaskając drzwiami.Zamknąłem się w swoim pokoju i zacząłem nerwowo łazić po pokoju.Co mam,a raczej co moge teraz zrobić !? Nie wiem jak mam to wszystko poukładać .. Ona wyjechała, zostawiła mnie tu... Nie rozumiała co do niej czuje ? Ta przyjaciółka to pewnie jakaś przykrywka, po prostu miała mnie dosyć.Uciekła.Nie chciała mnie ani moich uczuć. Zresztą po co sie dziwić.Wiedziałem że wyjedzie do tego Czarka gdy ten tylko sie pojawi. Nie myślałem, że zrobi to tak szybko. Skąd wiem o Czarku ? To chyba jasne. Wtedy gdy podjechałem rano po Monie a ona jeszcze spała miałem troche czasu żeby z nią pogadać.To znaczy, ona gadała. Opowiedziała mi o tym, dlaczego tu przyjechały, skąd dokładnie są itp. jednak gdy zacząłem opowiadac o tym jak ja poznałem Monie i jak to naprawde od razu ją polubiłem jej matka zrobiła sie strasznie spieta i zaczęła mi opowiadać o tym, jak to Moni jest świetnie z jej chłopakiem, tudzież Czarkiem. Jak to kochają sie bez względu na odległość.To zabolało. Ale gdy tylko zostałem sam na sam z jej ciocią (chyba Kamilą) powiedziała mi, że mam sie nie przejmować tym co mówi mama Moni.
-To tylko kłamstwa, nie wierz w to. Gadałam z Monią, ona już nic do niego nie czuje. Nie bój sie zaryzykować - tłukły mi sie w głowie słowa cioci Kamy.Mimowolnie w nie uwierzyłem licząc na to, że to prawda.I znów sie sparzyłem.Co ja sobie myślałem,że taka idealna dziewczyna,która może zawojować cały świat zwróci uwage akurat na mnie ? Kim ja jestem. Głupim lovelasem, który może mieć każdą bo ma ful kasy i ''ładną buźkę''. Zwykłym zerem,które stało się ''setką''  fartem. Problem w tym, że janie czułem się ani bogaczem, ani lovelasem ani tym szczęściarzem. Nie chciałem ani tej forsy, ani grupek dziewczyn pod swoim domem. Teraz pragnąłem jej.Nie jako zdobycz.Jako kogoś w kim będe mógłsię szczęśliwie zakochać. Patrzeć z nią w tym samym kierunku i w nim podążać. Najwidoczniej nie zasługuje na takie szczęście.Siedziałem tak na parapecie i patrzałem w księżyc, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Byłem tam z nią, nawet jeśli tego nie chciała.Nie zauważyłem kiedy łzy zaczeły spływać mi po policzkach.
-Nie dość, że jestem zerem, to nawet nie potrafie się z tym pogodzić - powiedziałem na głosy ocierając wilgotne krople z twarzy.Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. W tej chwili marzyłem o tym by to była ona. Usiadła by koło mnie i powiedziała, że wyglądam jak wodospad, gorzej niż pani Brigge ( która płakała na kazdym WOSie). Zaczęlibyśmy się śmiać i opowiadać sobie o wszystkim. Byli byśmy szczęśliwi lecz teraz to niemożliwe, tak jak to,ze to właśnie ona stoi obok mnie.
-Nie jesteś zerem - odezwał się jeden z piątki moich przyjaciół. Poznałem po głosie, że to Liam lecz mimo to odwróciłem głowe w jego kierunku.
-Spójrz na mnie - odpowiedziałem po chwili ciszy - siedze jak jakiś mięczak na parapecie i nie potrafie sobie z niczym poradzić. A to chyba o to chodzi w życiu ? Żeby mimo problemów iśc dalej. Ja napotkałem pierwszą przeszkodę i już nie mam siły przez nią przechodzić.
- Ale jebłeś poetycko - walnął Daddy i usiadł naprzeciw mnie. W tym momencie zachowałsie jak Monia. Zlał zło całego świata tylko po to by mnie pocieszyć. Nie wierzę, znam ta dziewczynę tydzień a już wszystko co robie kojarzy mi się z nią. Może dlatego,ze to wszystko robiłem dla niej. Nie wiem. I raczej się nie dowiem.Moje przemyślenia na nowo przeszył głosy Liama.
-Stary co sie stało  ? -zapytał a ja milczałem - tak myślałem, że o nią chodzi - dokończył i przeszył mnie spojrzeniem -Powiesz mi co się stało ?
-Ona się stała - opowiedziałem lecz po kolejnych namowach przyjaciela postanowiłem mu się wygadać. Wiem, kolejny dowód na to jaki jestem słaby ale czułem, że nie dał bym sobie sam rady z tym wszystkim. To za bardzo boli.Gdy skończyłem swoją jakże strasznie smutną opowieść odwróciłem się spowrotem do okna. Mój przyjaciel milczał przez chwile, lecz później potrząsną głową  i powiedział, a właściwie to zapytał ;
-Co ty tu jeszcze robisz do jasnej cholery ?! - krzyknął a ja aż drgnąłem pod wrażeniem głośności jego ryku.
-Siedze - ta odpowiedź chyba go nie zadowoliła bo odwrócił moją twarz w swoją stronę, uśmiechnął się a potem wymierzył mi bolesny cios w twarz.Zabolało.
-Teraz masz zamiar sie poddac ? Już na starcie   ? Czy ci rozum odjęło człowieku !? - krzyczał mi w twarz a do mnie powoli dochodziły jego słowa. Z każdym nowo wypowiedzianym rozumiałem, że Daddy kolejny już raz ma racje.
-Kochasz ją czy nie  ?! - wypalił a ja odpowiedziałem głośniej niz on.
- Pewnie, że ją kocham !!!
-No to biegnij do jej domu, do tej ciotki , podobno jest spoko i działaj ! -wykrzyczał mi w twarz a we mnie znów pojawiła się nadzieja. Może jeszcze nie wszystko stracone? Liam zadziałał sybciej niż ja a mianowicie wstał, pociągną mnie za sobą i wypchnął z pokoju mówiąc
- Idź i nie przychodź mi bez jakiś wieści o niej.
Odwróciłem się tylko i szepnąłem ''dziękuje'', na co ten tylko ''podziękujesz mi jak już sie z tym uporasz'' i po tych słowach zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Pobiegłem na dół i wyleciałem przez drzwi jak oparzony. Na wejściu tylko minąłem się z Lou, który zalany w cztery dupy potykał się o własne nogi. Nie mogłem teraz zostać przy nim ale zawołałem Zayna i Nialla by się nim opiekowali. Gdy zapytali dokąd sie wybieram powiedziałem, ze odzyskać coś cennego i wyszedłem. Postanowiłem pogadać z ciocią Moni. W drodze do niej ciągle zastanawiałem się co się działo z Lou. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłem, ze nie wrócił do domu na noc. Już dawno mu sie to nie zdarzyło.Obiecałem sobie, ze sie nim zajmę, lecz najpierw dowiem się  gdzie i dlaczego przebywa teraz Monia. Wysiadając z samochodu zauważyłem, że jej ciocia wychodzi na taras jakby czekała na moje przyjście.
-Tak myślałam, że nie zostawisz jej zniknięcia - przywitała mnie takimi słowami ciocia Moniki.
-Jak bym mógł to zostawić. Żałuje tylko, że nie zdążyłem jej zatrzymać.
-Na to nie miałeś wpływu, nikt, nawet ty nie był w stanie jej zatrzymać- odpowiedziała już cieplejszym tonem.
-Tak ale gdybym wcześniej to przeczytał - powiedziałem, lecz ona mi przerwała.
-Nie mogłeś nic zrobić jasne  ? Lepiej przestań marudzić i właź do środka, jak chcesz dowiedzieć się, gdzie znajduje sie teraz Monia bo chyba po to zajechałeś tu tak wcześnie - machnęła na mnie ręką i z uśmiechem pokierowała sie w strone wejścia do domu.Poszedłem w jej ślady, a gdy tylko przekroczyłem próg ich domu poczułem zapach ciastek cynamonowych, które tak uwielbiała Monia. Powinienem się przygotować na to, że wchodząc do jej domu wszystko będzie mi ją przypominało, jednak niezbyt mi się to uśmiechało. Ciocia Kama od razu zauważyła zmiane wyrazu mojej twarzy.
-Może ciastko cynamonowe ? - zapytała już łagodniej. Nie mogłem się oprzeć i zjadłem jedno. Później kolejne i kolejne. Gdy prawie wylizywałem tależ ciotka, która do tej pory w ciszy dawała mi skonsumować jedzenie teraz zabrała głos.
-Skoro już zatopiłeś smutki w moich ciastkach skup się na tym co chce ci powiedzieć. Pozwoliłam Moni wyjechać bo...
-Jak to pozwoliłaś jej wyjechać  ?! - krzyknął głos za nami. Od tej pory wszystko zaczęło się komplikować.......

*zacznijmy od wczoraj czyli spotkanie z Louisem oczami Ginny.

Justin odsunął się ode mnie i niechętnie spuścił wzrok. Spojrzałam na niego i wydukałam tylko ciche przepraszam. Nie zareagował. Spojrzałam przed siebie na biegnącego w naszą ( w jego mniemaniu tylko moją ) stronę. Spojrzałam w jego przepełnione radością oczy i wtedy coś we mnie pękło.  Tak strasznie chciałam też sie uśmiechnąć i szczęśliwa paść mu w ramiona, ale wiedziałam, ze zaraz zrobie coś co niewątpliwie go zrani. Z jednej strony chciałam mu to powiedzieć jak najszybciej, a z drugiej zamilknąć i po prostu patrzeć na jego szczęśliwy uśmiech. Niestety nie dane było mi długo patrzeć na ten najpiękniejszy z uśmiechów ,bo gdy tylko zza moich pleców wyszedł Justin mina mu zrzedła i raptownie się zatrzymał.
-Cze ... cześć Gin - wydukał zmieszany.
-Cześć Loui - odpowiedziałam  niepewnie.
-Co .. co ty ... wy tu robicie  ?
-Własnie szliśmy na lody, prawda Gin  ? - odpowiedział mu Justin patrząc na mnie wzrokiem, który krzyczał '' chodźmy stąd, to nie tak miało wyglądać ''. Oczywiście, co by się stało gdybym nie wpadła na jakiś genialny pomysł ?
-Może pójdziesz z nami ? -palnęłam głupio, bo sądząc po minach chłopaków żaden z nich nie miał zamiaru znosić towarzystwa długiego.
-Dziękuje za propozycję, ale nie. Wiem, kiedy ,mnie nie chcą - mówiąc to spiorunował zadowolonego z jego odpowiedzi Justa - pójdę już. Miłej zabawy - uśmiechnął się sztucznie i odwrócił na pięcie. Zamiast cokolwiek zrobić patrzałam jak odchodzi wlokąc nogami. Po raz kolejny go ranie, a mimo to on nadal próbuje... Czemu nie chce mu dać szansy ?  Otóż odpowiedź na moje pytanie stała przede mną i promiennie się do mnie uśmiechała.
-To jak kręcone, czy w pucharkach  ? - zapytał Justin ciesząc jape jak małe dziecko.
-Aż tak ci na tym zależy ? - zaśmiałam się. Myślałam, ze to była część planu ''spławmy Louisa''.
-No wiesz, jak nie chcesz to nie musimy iść - odpowiedział ze smutną minką.
-Gdy ci smutno gdy ci źle do śniegusa udaj sie - zaczęłam śpiewać piosenkę reklamowa lodów, którą JB zaraz podchwycił.
- żeby milszy był ten dzień - dokończył i oboje zaczeliśmy się śmiać z banalności tekstu tej piosenki.
-Pani pozwoli ? - zapytał ogarnięty już Justin i podał mi łokieć,
-Bardzo prosze - zaśmiałam się i podałam mu rękę. Powolnym krokiem ruszyliśmy do mojego królestwa czyli ''Śniegusa''. Od małego kochałam tam przebywać, dlatego, ze sami robią swoje lody i to sprawia że tak wyjątkowo smakują. Poza tym pracuje tam mój kochany Billy. Bill Mac Donter to stary przyjaciel rodziny, który pomagał mojej babci po tym jak mojego dziadka rozstrzelali w jakimś przypadkowym zamachu. Znam go od zawsze więc w jakimś stopni zastapił mi prawdziwego dziadka. Bynajmniej kocham go najbardziej na świecie. To tyle o tym dlaczego tak lubie tam przesiadywać. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pytanie Justina.
- Czujesz coś do niego ? - totalnie zbiło mnie to z tropu.
- O kogo pytasz  ?
- O Louisa - wyznał ze smutkiem - jest dla ciebie ważny prawda ?
- Tak ale nie to znaczy ... - chciałam dokończyć lecz zagłuszył mnie pewien krzyk. ''Patrzcie to JUSTIN BIEBER ''. Potem otoczyła go masa dziewczyn błagających o zdjęcie lub autograf. Życie gwiazdy ?  Nigdy za tym nie przepadałam, dlatego szybko wyszłam z tego małego tłumu i udałam się w kierunku przeciwnym niż zmierzaliśmy. Powoli docierało do mnie, że zadaniem niektórych ciał niebieskich jest nie świecenie a spadanie, że tak jebne poetycko ......