sobota, 15 września 2012

Rozdział XII

Łzy zbierały mi sie w oczach lecz nikomu tego nie pokazałem. Ani na lotnisku z którego wystrzeliłem jak z procy ani gdy wbiegłem do domu trzaskając drzwiami.Zamknąłem się w swoim pokoju i zacząłem nerwowo łazić po pokoju.Co mam,a raczej co moge teraz zrobić !? Nie wiem jak mam to wszystko poukładać .. Ona wyjechała, zostawiła mnie tu... Nie rozumiała co do niej czuje ? Ta przyjaciółka to pewnie jakaś przykrywka, po prostu miała mnie dosyć.Uciekła.Nie chciała mnie ani moich uczuć. Zresztą po co sie dziwić.Wiedziałem że wyjedzie do tego Czarka gdy ten tylko sie pojawi. Nie myślałem, że zrobi to tak szybko. Skąd wiem o Czarku ? To chyba jasne. Wtedy gdy podjechałem rano po Monie a ona jeszcze spała miałem troche czasu żeby z nią pogadać.To znaczy, ona gadała. Opowiedziała mi o tym, dlaczego tu przyjechały, skąd dokładnie są itp. jednak gdy zacząłem opowiadac o tym jak ja poznałem Monie i jak to naprawde od razu ją polubiłem jej matka zrobiła sie strasznie spieta i zaczęła mi opowiadać o tym, jak to Moni jest świetnie z jej chłopakiem, tudzież Czarkiem. Jak to kochają sie bez względu na odległość.To zabolało. Ale gdy tylko zostałem sam na sam z jej ciocią (chyba Kamilą) powiedziała mi, że mam sie nie przejmować tym co mówi mama Moni.
-To tylko kłamstwa, nie wierz w to. Gadałam z Monią, ona już nic do niego nie czuje. Nie bój sie zaryzykować - tłukły mi sie w głowie słowa cioci Kamy.Mimowolnie w nie uwierzyłem licząc na to, że to prawda.I znów sie sparzyłem.Co ja sobie myślałem,że taka idealna dziewczyna,która może zawojować cały świat zwróci uwage akurat na mnie ? Kim ja jestem. Głupim lovelasem, który może mieć każdą bo ma ful kasy i ''ładną buźkę''. Zwykłym zerem,które stało się ''setką''  fartem. Problem w tym, że janie czułem się ani bogaczem, ani lovelasem ani tym szczęściarzem. Nie chciałem ani tej forsy, ani grupek dziewczyn pod swoim domem. Teraz pragnąłem jej.Nie jako zdobycz.Jako kogoś w kim będe mógłsię szczęśliwie zakochać. Patrzeć z nią w tym samym kierunku i w nim podążać. Najwidoczniej nie zasługuje na takie szczęście.Siedziałem tak na parapecie i patrzałem w księżyc, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Byłem tam z nią, nawet jeśli tego nie chciała.Nie zauważyłem kiedy łzy zaczeły spływać mi po policzkach.
-Nie dość, że jestem zerem, to nawet nie potrafie się z tym pogodzić - powiedziałem na głosy ocierając wilgotne krople z twarzy.Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. W tej chwili marzyłem o tym by to była ona. Usiadła by koło mnie i powiedziała, że wyglądam jak wodospad, gorzej niż pani Brigge ( która płakała na kazdym WOSie). Zaczęlibyśmy się śmiać i opowiadać sobie o wszystkim. Byli byśmy szczęśliwi lecz teraz to niemożliwe, tak jak to,ze to właśnie ona stoi obok mnie.
-Nie jesteś zerem - odezwał się jeden z piątki moich przyjaciół. Poznałem po głosie, że to Liam lecz mimo to odwróciłem głowe w jego kierunku.
-Spójrz na mnie - odpowiedziałem po chwili ciszy - siedze jak jakiś mięczak na parapecie i nie potrafie sobie z niczym poradzić. A to chyba o to chodzi w życiu ? Żeby mimo problemów iśc dalej. Ja napotkałem pierwszą przeszkodę i już nie mam siły przez nią przechodzić.
- Ale jebłeś poetycko - walnął Daddy i usiadł naprzeciw mnie. W tym momencie zachowałsie jak Monia. Zlał zło całego świata tylko po to by mnie pocieszyć. Nie wierzę, znam ta dziewczynę tydzień a już wszystko co robie kojarzy mi się z nią. Może dlatego,ze to wszystko robiłem dla niej. Nie wiem. I raczej się nie dowiem.Moje przemyślenia na nowo przeszył głosy Liama.
-Stary co sie stało  ? -zapytał a ja milczałem - tak myślałem, że o nią chodzi - dokończył i przeszył mnie spojrzeniem -Powiesz mi co się stało ?
-Ona się stała - opowiedziałem lecz po kolejnych namowach przyjaciela postanowiłem mu się wygadać. Wiem, kolejny dowód na to jaki jestem słaby ale czułem, że nie dał bym sobie sam rady z tym wszystkim. To za bardzo boli.Gdy skończyłem swoją jakże strasznie smutną opowieść odwróciłem się spowrotem do okna. Mój przyjaciel milczał przez chwile, lecz później potrząsną głową  i powiedział, a właściwie to zapytał ;
-Co ty tu jeszcze robisz do jasnej cholery ?! - krzyknął a ja aż drgnąłem pod wrażeniem głośności jego ryku.
-Siedze - ta odpowiedź chyba go nie zadowoliła bo odwrócił moją twarz w swoją stronę, uśmiechnął się a potem wymierzył mi bolesny cios w twarz.Zabolało.
-Teraz masz zamiar sie poddac ? Już na starcie   ? Czy ci rozum odjęło człowieku !? - krzyczał mi w twarz a do mnie powoli dochodziły jego słowa. Z każdym nowo wypowiedzianym rozumiałem, że Daddy kolejny już raz ma racje.
-Kochasz ją czy nie  ?! - wypalił a ja odpowiedziałem głośniej niz on.
- Pewnie, że ją kocham !!!
-No to biegnij do jej domu, do tej ciotki , podobno jest spoko i działaj ! -wykrzyczał mi w twarz a we mnie znów pojawiła się nadzieja. Może jeszcze nie wszystko stracone? Liam zadziałał sybciej niż ja a mianowicie wstał, pociągną mnie za sobą i wypchnął z pokoju mówiąc
- Idź i nie przychodź mi bez jakiś wieści o niej.
Odwróciłem się tylko i szepnąłem ''dziękuje'', na co ten tylko ''podziękujesz mi jak już sie z tym uporasz'' i po tych słowach zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Pobiegłem na dół i wyleciałem przez drzwi jak oparzony. Na wejściu tylko minąłem się z Lou, który zalany w cztery dupy potykał się o własne nogi. Nie mogłem teraz zostać przy nim ale zawołałem Zayna i Nialla by się nim opiekowali. Gdy zapytali dokąd sie wybieram powiedziałem, ze odzyskać coś cennego i wyszedłem. Postanowiłem pogadać z ciocią Moni. W drodze do niej ciągle zastanawiałem się co się działo z Lou. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłem, ze nie wrócił do domu na noc. Już dawno mu sie to nie zdarzyło.Obiecałem sobie, ze sie nim zajmę, lecz najpierw dowiem się  gdzie i dlaczego przebywa teraz Monia. Wysiadając z samochodu zauważyłem, że jej ciocia wychodzi na taras jakby czekała na moje przyjście.
-Tak myślałam, że nie zostawisz jej zniknięcia - przywitała mnie takimi słowami ciocia Moniki.
-Jak bym mógł to zostawić. Żałuje tylko, że nie zdążyłem jej zatrzymać.
-Na to nie miałeś wpływu, nikt, nawet ty nie był w stanie jej zatrzymać- odpowiedziała już cieplejszym tonem.
-Tak ale gdybym wcześniej to przeczytał - powiedziałem, lecz ona mi przerwała.
-Nie mogłeś nic zrobić jasne  ? Lepiej przestań marudzić i właź do środka, jak chcesz dowiedzieć się, gdzie znajduje sie teraz Monia bo chyba po to zajechałeś tu tak wcześnie - machnęła na mnie ręką i z uśmiechem pokierowała sie w strone wejścia do domu.Poszedłem w jej ślady, a gdy tylko przekroczyłem próg ich domu poczułem zapach ciastek cynamonowych, które tak uwielbiała Monia. Powinienem się przygotować na to, że wchodząc do jej domu wszystko będzie mi ją przypominało, jednak niezbyt mi się to uśmiechało. Ciocia Kama od razu zauważyła zmiane wyrazu mojej twarzy.
-Może ciastko cynamonowe ? - zapytała już łagodniej. Nie mogłem się oprzeć i zjadłem jedno. Później kolejne i kolejne. Gdy prawie wylizywałem tależ ciotka, która do tej pory w ciszy dawała mi skonsumować jedzenie teraz zabrała głos.
-Skoro już zatopiłeś smutki w moich ciastkach skup się na tym co chce ci powiedzieć. Pozwoliłam Moni wyjechać bo...
-Jak to pozwoliłaś jej wyjechać  ?! - krzyknął głos za nami. Od tej pory wszystko zaczęło się komplikować.......

*zacznijmy od wczoraj czyli spotkanie z Louisem oczami Ginny.

Justin odsunął się ode mnie i niechętnie spuścił wzrok. Spojrzałam na niego i wydukałam tylko ciche przepraszam. Nie zareagował. Spojrzałam przed siebie na biegnącego w naszą ( w jego mniemaniu tylko moją ) stronę. Spojrzałam w jego przepełnione radością oczy i wtedy coś we mnie pękło.  Tak strasznie chciałam też sie uśmiechnąć i szczęśliwa paść mu w ramiona, ale wiedziałam, ze zaraz zrobie coś co niewątpliwie go zrani. Z jednej strony chciałam mu to powiedzieć jak najszybciej, a z drugiej zamilknąć i po prostu patrzeć na jego szczęśliwy uśmiech. Niestety nie dane było mi długo patrzeć na ten najpiękniejszy z uśmiechów ,bo gdy tylko zza moich pleców wyszedł Justin mina mu zrzedła i raptownie się zatrzymał.
-Cze ... cześć Gin - wydukał zmieszany.
-Cześć Loui - odpowiedziałam  niepewnie.
-Co .. co ty ... wy tu robicie  ?
-Własnie szliśmy na lody, prawda Gin  ? - odpowiedział mu Justin patrząc na mnie wzrokiem, który krzyczał '' chodźmy stąd, to nie tak miało wyglądać ''. Oczywiście, co by się stało gdybym nie wpadła na jakiś genialny pomysł ?
-Może pójdziesz z nami ? -palnęłam głupio, bo sądząc po minach chłopaków żaden z nich nie miał zamiaru znosić towarzystwa długiego.
-Dziękuje za propozycję, ale nie. Wiem, kiedy ,mnie nie chcą - mówiąc to spiorunował zadowolonego z jego odpowiedzi Justa - pójdę już. Miłej zabawy - uśmiechnął się sztucznie i odwrócił na pięcie. Zamiast cokolwiek zrobić patrzałam jak odchodzi wlokąc nogami. Po raz kolejny go ranie, a mimo to on nadal próbuje... Czemu nie chce mu dać szansy ?  Otóż odpowiedź na moje pytanie stała przede mną i promiennie się do mnie uśmiechała.
-To jak kręcone, czy w pucharkach  ? - zapytał Justin ciesząc jape jak małe dziecko.
-Aż tak ci na tym zależy ? - zaśmiałam się. Myślałam, ze to była część planu ''spławmy Louisa''.
-No wiesz, jak nie chcesz to nie musimy iść - odpowiedział ze smutną minką.
-Gdy ci smutno gdy ci źle do śniegusa udaj sie - zaczęłam śpiewać piosenkę reklamowa lodów, którą JB zaraz podchwycił.
- żeby milszy był ten dzień - dokończył i oboje zaczeliśmy się śmiać z banalności tekstu tej piosenki.
-Pani pozwoli ? - zapytał ogarnięty już Justin i podał mi łokieć,
-Bardzo prosze - zaśmiałam się i podałam mu rękę. Powolnym krokiem ruszyliśmy do mojego królestwa czyli ''Śniegusa''. Od małego kochałam tam przebywać, dlatego, ze sami robią swoje lody i to sprawia że tak wyjątkowo smakują. Poza tym pracuje tam mój kochany Billy. Bill Mac Donter to stary przyjaciel rodziny, który pomagał mojej babci po tym jak mojego dziadka rozstrzelali w jakimś przypadkowym zamachu. Znam go od zawsze więc w jakimś stopni zastapił mi prawdziwego dziadka. Bynajmniej kocham go najbardziej na świecie. To tyle o tym dlaczego tak lubie tam przesiadywać. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pytanie Justina.
- Czujesz coś do niego ? - totalnie zbiło mnie to z tropu.
- O kogo pytasz  ?
- O Louisa - wyznał ze smutkiem - jest dla ciebie ważny prawda ?
- Tak ale nie to znaczy ... - chciałam dokończyć lecz zagłuszył mnie pewien krzyk. ''Patrzcie to JUSTIN BIEBER ''. Potem otoczyła go masa dziewczyn błagających o zdjęcie lub autograf. Życie gwiazdy ?  Nigdy za tym nie przepadałam, dlatego szybko wyszłam z tego małego tłumu i udałam się w kierunku przeciwnym niż zmierzaliśmy. Powoli docierało do mnie, że zadaniem niektórych ciał niebieskich jest nie świecenie a spadanie, że tak jebne poetycko ......

czwartek, 30 sierpnia 2012

Przepraszam

Wybaczcie, że tak długo nie dodałam żadnego rozdziału ale miałam niezłe zamieszanie z nową szkołą i nie znalazłam czasu. Nowy rozdział dodam  mniej więcej za maks dwa dni. Moge obiecać, że pojawi się wątek Gin i Lou ;D Jeszcze raz przepraszam, mam nadzieje, że zrozumiecie xx

                                                                                                 

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział XI (najdłuższy jaki kiedykolwiek napisałam xd)

Od tamtej chwili wszystko działo sie strasznie szybko.Zakończyłam rozmowe z panią Mariolą informacją, że przylece najbliższym samolotem.Sprzeciwiała się ale w tym momencie nie obchodziło mnie jej zdanie w tej kwestii. Mijały minuty, odkąd padłam na łóżko bez chęci na wstanie.Nagle usłyszałam, że mama z ciocią wchodzą do domu.Musiałam je poinformować o tym, ze chce wyjechać.Z trudem podniosłam sie z łóżka i  tak szybko jak mogłam, zasmarkana ruszyłam na dół.
-Spokojnie to tylko mama i ciocia - mówiłam do siebie w myślach - one zrozumieją.
Stanęłam na środku schodów gdy zobaczyłam mamę. Odwróciła się w moją strone z uśmiechem, lecz gdy zobaczyła w jakim jestem stanie mina jej zrzedła.Potrzebowałam jej wsparcia.Szybko rzuciłam sie w bieg i wpadłam w jej rozwarte ramiona.
-Kochanie co się stało ?- zapytała zdezorientowana.
-Mamo to straszne ... Kasia ... Ona ... -łkałam nie mogąc sie uspokoić.
-Spokojnie. Przestań płakać, bo nic nie rozumiem.Kamilo, zrób młodej herbatę z miodem a my idziemy do pokoju - zwróciła się do cioci a później do mnie i pociągnęła mnie w kierunku salonu.Posadziła mnie na kanapie i usiadła obok.
-Jeszcze raz opowiedz mi wszystko - poprosiła.Zrobiłam to. Opowiedziałam jej całą rozmowe z mamą Kasi.Teraz czas powiedzieć jej, że chce wyjechać. Boje się, jej reakcji, ale to, że ciągle mnie przytula i głaszcze mnie po plechach dodało mi odwagi.
-I właśnie dlatego uznałam, że wróce na jakiś czas do polski- powiedziałam na jednym oddechu. Po moich słowach ręka mojej mamy zatrzymała się a ona sama odsunęła sie ode mnie patrząc z niedowierzaniem.
-Żartujesz prawda ? - zapytała, nie zwracając uwagi na ciocie, która właśnie kładła na stole obok nas herbate dla mnie.
-Nie. Musze tam pojechać. JA.... ja musze przy niej być.
-To wykluczone - powiedziała już opanowana z kamienna twarzą - nie polecisz znowu do polski. Nie teraz. Działasz pod wpływem impulsu, może za dwa tygodnie, kiedy już wszystko się uspokoi ......
Nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała. Czy ona nie zrozumiała, że w dwa tygodnie Kasia może ... może... odejść. Nie wiem w jakim jest stanie.Nie wiem nic.Moja mama myślała, że kwestia mojego wyjazdu jest już odwołana ale myliła się.Skoro ona nie chce sie zgodzić, zrobie to potajemnie.
-Mam nadzieje, że nic głupiego nie przyjdzie ci do głowy- zakończyła naszą rozmowe i wyszła z pokoju.
-O co ... - próbowała zapyta zszokowana ciocia ale przerwałam jej gestem ręki.
-To nic wielkiego. Ślady przeszłości - powiedziałam uśmiechając sie smutno.Wzięłam kubek do ręki, podziękowałam za herbate cioci i ruszyłam do swojego pokoju.Była 20.30. Gdy tylko weszłam zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku obok laptopa,którego jak zwykle tam zostawiłam. Musiałam sprawdzić, o której mam lot.Postanowiłam, że polece jakimś o świcie, żeby nikt nie mogł mnie zatrzymać.Było pewne, że rano wszyscy się dowiedzą, ale wtedy już nie będą mogli mnie zatrzymać. Samolot miałam o 5.30. Odprawa    trwa ok. 3 godziny więc o 2.30 muszę być na lotnisku. Miałam siedem godzin by wszystko przygotować, wliczając w to podróż autobusem nocnym. Do tej pory wszędzie jeździłam z Harrym samochodem. No właśnie. Harry. On jest powodem mojego wahania. Nie chce go zostawiać. Pomyśli, że uciekam od niego a znając moja mamę tak się wkurzy, że powie mu piąte przez dziesiąte, żeby tak własnie myślał.Postanowiłam napisać do niego list, który zostawię w ich skrzynce. Będzie mi to na rękę,bo żeby dojść do przystanku musze przejśc obok ich posiadłości. Tylko jak mu to wytłumaczyć. Wiele myśli kołatało mi się po głowie, lecz w końcu wstałam, podeszłam do biurka i na czystej kartce napisałam;
  
Drogi Harry,
Nie wiem jak zacząć, więc powiem prosto z mostu. Wyjeżdżam, wracam do Polski. Przepraszam, że nic Ci nie powiedziałam ale to spontaniczna decyzja.Muszę pojechać do przyjaciółki która miała wypadek. Mam nadzieję, ze wybaczysz mi to, że się nie pożegnałam ale gdybym zobaczyła Cię przed odlotem byłoby mi strasznie ciężko Mimo wszystko mam jeszcze jedną prośbę nie słuchaj tego, co powie ci o moim zniknięciu moja mama. Teraz zrobi wszystko, by ludzie mnie znienawidzili za to, co zrobiłam.Nie wiem kiedy wrócę, więc nie będe zła, jeśli zajmiesz się swoim życiem i kimś innym jeśli rozumiesz co mam na myśli. Wiem co przyjdzie Ci do głowy ale nie jedź za mną. Nie szukaj mnie to i tak bez sensu.Proszę tylko, żebyś pamiętał że mimo tego, że znamy sie kilka dni  pokochałam Cię najmocniej na świecie i nigdy nie zapomnę tego jak sie przy tobie czułam. Dziękuje i przepraszam Cię za kłopot. Mam nadzieje, że jeszcze się zobaczymy.
                                                                            Na zawsze Twoja Monia xxxx


Poszło lepiej niż myślałam. Napisałam wszystko co chciałam i mam nadzieje, że on wybaczy mi zniknięcie po tym tysiącu ''przepraszam'', ktorych użyłam w liście.Zgięłam kartkę na pół i zaadersowałam kartkę ; Do Harrego . Koło jego imienia narysowałam małe serduszko. Nie wiem dlaczego, tak po prostu.Jedną rzecz miałam juz z głowy. Gdy spojrzałam na zegarek była 21.03. Wstałam z krzesła i podeszłam do łóżka. Jednym ruchem wyciągnęłam spod niego walizkę i zaczęłam wkładać do niej najpotrzebniejsze rzeczy, gdy drzwi do mojego pokoju zaczęły się otwierać.Serce stanęło mi z przerażenia. Jeśli byłaby to moja mama cały plan poszedł by sie walić i miałabym w domu niezłe piekło.Na moje szczęście stanęła w nich ciocia i spojrzała na mnie ze smutkiem.
-Mogę ? - zapytała.
-Tak tylko proszę, zamknij drzwi- poprosiłam i powróciłam do poprzedniej czynności.Ona zamknęła drzwi i usiadła na końcu łóżka nie spuszczając mnie z oczu.
-Wiesz, ze powinnam teraz o wszystkim powiedzieć twojej mamie ?
-Zrobisz to ? - zapytałam przerażona. To od cioci zależało teraz wszystko dla mnie istotne.
-Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi  ? - zmieniła temat.Chcąc ją udobruchać opowiedziałam jej całą historię Kasi i mój plan ucieczki z domu. W odróżnieniu od mojej matki, ciocia strasznie przejęła się moim zdaniem.
-Ona jest dla ciebie ważna prawda  ?
-Bardzo.To ona zawsze przy mnie była. Przed i po rozwodzie rodziców. Jak miałam katar lub anemię.Zawsze.Dlatego nie mogę jej teraz opuścić.
-Obiecaj mi jedno.
-Co tylko zechcesz.
-Nie bedę nakłaniała cię, byś została, zapewne i tak zrobisz inaczej.Ale prosze, obiecaj mi, że tu wrócisz. Że nie zostawisz nas -powiedziała a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Jeju ciociu -powiedziałam przytulając ją do siebie - oczywiście,że tu wróce. Najszybciej jak tylko sie da. Ale zrozum mnie. 
-Rozumiem dziecinko. Uważaj na siebie - powiedziała i odkleiła się ode mnie - a co z tym chłopakiem? - wypaliła nagle.
-Mówisz o ...
-O Harrym - weszła mi w słowo - powiesz mu o tym ? 
-Napisałam do niego list. Wrzuce go do ich  skrzynki w drodze na przystanek.Mam nadzieje że mi wybaczy i zaczeka na mnie.
-Napewno. Moje oczy widziały niejedną piękną miłość a wy jesteście  na dobrej drodze by taką przeżyć.
-No nie wiem. Jesteśmy młodzi. Może jemu nie będzie chciało się na mnie czekać.
-Zaczeka. Nawet nie wiesz jak on na ciebie patrzy - jej słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy.
-Dziękuje ciociu - szepnęłam o ona zaczęła wychodzić z pokoju.Właśnie dotarło do mnie, że nie wiem o której i jakim autobusem mam jechać. Postanowiłam poprosić o pomoc ciocię, skoro jeszcze mam okazję.
-Ciociu, czy masz może rozkład jazdy jakiegoś nocnego autobusu?
-Mam zaraz ci je przyniosę -powiedziała i zniknęła za drzwiami, by wrócić po chwili z ręką pełną kartek - masz szczęście, ze jest jeden autobus, który jedzie prosto na lotnisko.Musisz jechać tym busem - powiedziała i dała mi kartkę z rozkładem jazdy lini 070.Minęła chwila zanim ogarnęłam gdzie powinnam patrzeć wywnioskowałam, że powinnam jechać tym o 1.51- pamiętaj, że on jedzie pół godziny. Teraz pora iśc spać - rzekła i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.Na odchodnym powiedziała tylko ;
-Nie martw się, twoja matka o niczym się nie dowie.Będe na ciebie czekać. Kocham cię dziecinko.
-Ja też cię kocham ciociu- odpowiedziałam a ona zniknęła za drzwiami.W ciszy skończyłam się pakować.Była 23.25.Wszystkie najistotniejsze sprawy miałam już zrobione więc postanowiłam się zdrzemnąć. Sen przyda się,zwłaszcza przed tym, co czekało mnie za kilka godzin.Podeszłam do szafy w której teraz panowało małe opustoszenie i wyjęłam z niej coś na wzór piżamy. Postanowiłam wykąpać się rano bo teraz bylam padnięta.Szybko wskoczyłam pod kołdrę, lecz zanim zasnęłam nastawiłam budzik na 1.00 (bo miałam nadzieje że tyle czasu wystarczy) i odłożyłam telefon na szafkę. Nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie sen.
                                          RANO



Obudził mnie dzwoniący budzik. Byłam nieprzytomna dlatego, że spałam tak krótko.Niestety czas teraz działał na moją niekorzyść.Oczy same mi się zamykały ale mimo to wstałam powolnie z łóżka i podeszłam do szafy.Wyciągnęłam z niej luźny jasny sweter, czarne spodnie i jasne vansy, bieliznę i poszłam się przebrać. W łazience opłukałam twarz zimną wodą. Podziałało lecz nie w takim stopniu w jakim bym chciała.Gdy skończyłam się ogarniać była już 1;20 czyli pora mojego wyjścia. Musiałam przedostać się przez przedpokój   schody i kolejny przedpokój niezauważona.Albo wyjść oknem.Nie no nie ma takiej opcji, nie umiem chodzić po drzewach.Wzięłam w jedną rękę walizkę a na ramie zawiesiłam sobie torebkę (w której z innymi rzeczami leżał też list do Harrego i pieniądze na bilet lotniczy).Po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam na przedpokój. Na palcach minęłam pokój mamy a później cioci.Jak najszybciej zeszłam po schodach. Złapałam za klamkę i zatrzymałam się na chwile.Jeszcze mogłam jeszcze zrezygnować.Na szczęście szybko się ocknęłam i nacisnęłam na klamkę.Drzwi otworzyły się z minimalnym oporem a ja chwile później stałam już na werandzie.Zbiegłam po schodkach i nie odwracając asię za siebie skręciłam w prawo, w kierunku przystanku i domu chłopców,Dojście do ich posiadłości zajęło mi może pięć minut.Gdy znalazłam się już pod bramką miałam ochotę po prostu tam wejść.Zobaczyć jeszcze raz ich uśmiechnięte twarze.Ale nie mogłam.Żeby przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego czym prędzej wyciągnęłam zapisaną kartkę i wrzuciłam ją do skrzynki.Ze smutkiem oddaliłam sie w kierunku przystanka. Na miejscu byłam zaskakująco szybko (bynajmniej tak mi się wydawało do póki nie spojrzałam na zegarek).Była 1.47 co oznaczało że jednak nie jestem tak szybka jak myślałam.Autobus podjechał chwile później.Tak jak myślałam byłam w nim tylko ja i kierowca a ponieważ miałam pół godziny drogi postanowiłam się zdrzemnąć.Nagle ni stąd ni z owąd usłyszałam czyiś głos i poczułam, że ktoś mną potrząsa.
-Hej koleżanko, to już końcowy przystanek -powiedział koś.Otworzyłam oczy i ujrzałam kierowce,który próbował mnie obudzić.
-Oj ... ja.... przepraszam -powiedziałam zawstydzona po czym wstałam, wzięłam walizki i ruszyłam na lotnisko.
*Po jakimś czasie.

Jestem już po odprawie, właśnie kieruję się do samolotu.Nie mogę uwierzyć w to, że wszystko się udało. Mama jeszcze o niczym nie wie, Harry dostanie list a ja wróce do polski by pomóc Kasi i jej mamie.Byłam z siebie strasznie zadowolona.Gdy wchodziłam już po schodkach prowadzących do środka ostatni raz obejrzałam się za siebie by ujrzeć krajobraz Ameryki.
-Jeszcze do ciebie wróce-powiedziałam w powietrze i weszłam do środka.Gdy zajęłam swoje miejsce wyjęłam telefon, żeby napisac do Harrego.Wystukałam - Kochanie przepraszam, że cię budze, ale sprawdź rano skrzynke xxx Pamiętaj, że cię kocham xxx -a gdy pilot powiedział, że startujemy za 15 minut wyłączyłam telefon.

*perspektywa Harrego

Wstałem dzisiaj strasznie wcześnie bo miałem zamiar pobiegać z Liamem, który uparł się, że pójdziemy o 5.30 by podziwiać nasz park ranem. Dlatego, że nie chciałem się kłócić zgodziłem się i o godzinie 5.20 byłem już na nogach. Własnie miałem iśc zjeść śniadanie lecz dostałem esa od Moni - Kochanie przepraszam, że cię budze, ale sprawdź rano skrzynke xxx Pamiętaj, że cię kocham xxx. 

-Dziwne- pomyślałem, ale nie zwlekając zbiegłem na dół prosto do skrzynki ciekawy co też tam było.Minąłem przy okazji Liama który mówił mi, że skoro jestem gotowy możemy już iść tylko weźmie picie.
Szybko wyszedłem na podwórko i pokierowałem się prosto do skrzynki.Myślałem że to kawał i ona tak naprawde jest pusta ale myliłem się.Był tam list od Moni zaadresowany do mnie.To co było tam napisane przeraziło mnie na śmierć.Monia wyjeżdża i to już dziś, teraz ! Nie zważając jej przestroge nie gonienia jej postanowiłem jechać prosto na lotnisko.Odwróciłem się twarzą do Liama, który właśnie wyszedł z domu i powiedziałem 

-Dzisiaj biegniesz sam - mruknąłem i zgramoliłem się do auta - musze jechać na lotnisko, Monia chce wyjechać - skończyłem myśl zamykając drzwi.Odpaliłem samochód i jeszcze raz spojrzałem na skołowanego chłopaka przepraszającym wzrokiem - musze ją powstrzymać - powiedziałem i docisnąłem pedał gazu.Na lotnisku byłem w 10 minut bo jechałem najszybciej jak tylko mogłem.Próbowałem dodzwonić się do Moni ale miała wyłączony telefon.Wysiadłem z samochodu i podbiegłem do kas biletowych.
-Kiedy odlatuje najbliższy samolot do Polski  ? - spytałem zdyszany.
-Startuje ... teraz - powiedziała młoda kobieta.
-Czy nie może go pani opóźnić choć o minutę ? - zapytałem, lecz już znałem odpowiedź.
-Nie moge, przykro mi.
Zdenerwowany uderzyłem pięścią w blat i podszedłem do okna. Jej samolot własnie startował. Ze smutkiem patrzyłem jak moja miłość wznosi się i odlatuje w dal ............

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział X

Siedzieliśmy tak jeszcze chwile w ciszy.Słodkie zwirzątka pobiegły juz gdzieś a my przytuleni do siebie podziwialiśmy widok.Była ok. 17 wiec postanowiłam sie zbierać.
-Just późno już.Pora wracać - zaczęłam nieprzekonująco.
-Naprawde chcesz już iśc - odpowiedział smutny ale zwolnił uścisk.
-Mama będzie sie wkurzała, ze tak późno wracam i że wyłączyłam telefon - no własnie telefon.Komplenie o nim nie myślałam, może ktoś dzwonił. Gdy go włączyłam miałam 5 wiadomości od nieznanego numeru.
''Hej to ja Louis.Mam twój numer od Moni. Czy możemy pogadać'' ,''No tak pewnie uważasz ze jestem dupkiem'' ,''Nie dziwię sie sam tak myśle'' ,''Błagam porozmawiajmy'' ,''Potrzebuję z kimś porozmawiać', ''Jeśli możesz to spotkajmy się o 20 w parku koło jeziorka, będe tam na ciebie czekał''
Przez dłuższą chwilę się nie odzywałam co zaciekawiło Justina.
-Coś sie stało  ?
-Nie nie - odparłam szybko podnosząc się - świetnie sie przy tobi czulam, ale bede już wracać.
-Skoro musisz, to cie odprowadzę - bąknął a ja się zgodziłam. Mam jeszcze 3 godziny do spotkania z Lou.Serio nie wiemdlaczego ale zgodziłam się pójśc bez większego namysłu. Było mi jakoś dziwnie myśląc że jemu jest smutno.Zachowuje się tak, jakby.... Nie nie ... Co mi robi Lou skoro kocham Justa.Zaczynam się siebie bac...Moje rozmyślania przerwał jego dotyk.Objął mnie w tali jedną ręką i zaczął ruszył w drogę powrotnął.Miotał mną zapach jego perfum.Zapewne nie byłą w stanie  sama stać więc wsparcie ręki JB było całkiem pomocne.Chwile szliśmy w ciszy.Właśnie wychodziliśmy z lasku gdy Justin przerwał tę długą cisze.
-Zapomniałem ci powiedzieć, ale mam dla ciebie propozycję - zaczął toche nieśmiało.
-Mam się bać ?- zapytałam ze śmiechem,leczo po jego minie wynikało że to on się boi.
-Bo.....Chciałbym żebyś..... czy zagrasz ze mną w teledysku do Thought Of You ?- wydusił w końcu a ja stanęłam w miejscu.Czy ja dobrze usłyszałam ? Justin właśnie poprosił mnie  o występ w teledysku.Jezu chyba zaraz zemdleje.
-Gin wszystko dobrze  ?
-T....ta ..... tak wszystko ok. Czemu miało by byc źle ?
-Strasznie zbladłaś -zaśmiał sie - więc jak będzie ? - nacisnął patrząc mi w oczy- czy zgodzisz się zagrać moją dziewczynę ? -mówił z coraz większym uśmiechem na twarzy.Moja odpowiedź była oczywista.
-Pewnie, ze tak -krzyknęłam a w oczach staneły mi łzy szczęścia.Just przytulił mnie mocno i z okrzykiem radości uniósł w powietrze.
-Gin nawet nie wiesz jak się ciesze - powiedział stawiając mnie na ziemie.Właśnie zauwazyłam, że wyszliśmy już z lasu i jesteśmy w mieście. Kilku gapiów na ulicy przyglądało nam się z uśmiechem.Ruszyliśmy dalej, a JB ciągle obejmował mnie w pasie.Po drodze rozmawialiśmy troche o tym kiedy zaczniemy nagrywać. Zauważyłam, że jesteśmy już w parku w którym miałam się spotkać z Louisem.Nie minęła minuta a dobiegł mnie krzyk.Ktoś krzyczał moje imie.To był Lou.Biegł w naszą stronę machając mi ręką.Chyba jeszcze nie zauważył Justina.
-A niech go szlak- wymruczał pod nosem JB. Poczułam jak powoli zwalnia uściski i jego ręka zeslizguje się z mojej tali.........

*oczami Moni.Wróciła juz do domu.......

Weszłam do mojego pokoju.Na dobrą sprawę byłam w nim chyba 2 raz a miałam wrażenie, jakbym mieszkała tu od zawsze.Ten dom, to miasto miało w sobie jakiś urok.Jakiś piękny czar, który powodował dobre samopoczucie. W domu byłam sama, bo mama z ciocią pojechały na ''zwiedzanie miasta''.Dowiedziałam się o tym przez esemesa, którego przeczytałam gdy włączyłam telefon.Ta nie była jedyna. Jeszcze 6 nieodebranych od Kasi i 5 wiadomości od Czarka.''Kochanie odbierz'' , ''Nie rozumiesz, pogadajmy'' , ''Daj mi to wytłumaczyć, to nie tak jak myślisz'', ''Błagam oddzwoń'', ''Kocham cie''.Ta ostatnia wiadomość mocną mną wstrząsnęła. Cała radość, która była dzisiaj zniknęła. Rozpłynęła się jak mgła.Dlaczego tak zareagowałam, skoro jeszcze przed 15 minutami byłam taka szczęśliwa ? Sama nie wiem. W sumie, nic już nie wiem.Zimne łzy spływały po moich policzkach.Nie mogłam się z tym pogodzić. Nie chciałam wierzyć, że to już koniec.Z jednej strony strasznie mnie zranił z drugiej nawet nie chciałam posłuchać jego wytłumaczeń. Może gdybym .....
-Co ty pierdolisz - skarciłam siebie na głos - miałaś nie płakac przez niego, przez żadnego dupka.Stracił swoją przeszłość a to kocham to tylko puste słowo - powtarzałam, żeby sie uspokoić.Pewnie podziałałoby gdybym w ostatniej chwili nie zobaczyła zdjęcia, które ktoś postawił na mojej toaletce.Zdjęcie pokazywało dwoje szczęśliwych ludzi. Byłam na nim ja z Czarkiem tuż przed balem 3 klas.Powoli wzięłam je do ręki. Stałam tak chyba pięć minut,a na ramke spadało coraz więcej słonych kropel.Wolno przejechałam opuszkiem palca po naszych splecionych rękach,a później lekko pogłaskałam jego twarz.Chciałam teraz mieć go przy sobie. Tak jak dawniej. Nasze nocne rozmowy, wieczorne spacery. Mogłam mu powiedziec wszystko.A tetaz nie ma tu mojego Czarka.Bo on juz nie był mój. Pewnie ryczałąbym tak jeszcze cały czas lecz zadzwonił mój telefon.Po całym pokoju poniosło się ''Stronger''.To podziałało jak magiczny lek.Rękom w której nie trzymałam zdjęcia wytarłam resztę łez i pokierowałam się w strone śmietnika.Zamiast odebrać wirowałam w zwariowanym tańcu. Gdy zatrzymałam się nad koszem ostatni raz spojrzałam na zdjęcie.
-Nie żałuje, dziękuje za to co było - powiedziałam niby do siebie, a jednak do fotografii która właśnie z hukiem wylądowała na dnie pokojowego śmietnika - ale teraz zaczynam od nowa.
Po tych słowach miałam zamiar odebrać, lecz muzyka ucichła. Sprawdziłam kto dzwonił. Mama Kasi. To troche dziwne, ciekawe po co dzwoniła. Szybko oddzwoniłam strasznie zaintrygowana tym zajściem.
 -Halo ?- zaczęła zapłakanym głosem pani Mariola.Od razu zrozumiałam, ze stało się coś złego,bo zawsze głos mamy Kasi zdradzał jej uczucia.Teraz napewno bylo źle.
-Co sie stało? Dlaczego pani płacze ? 
-Bo ... Bo Kasia .... Ona ...
- zaczęła się jąkac jej matka.
-Prosze sie uspokoić - powiedziałam nieprzekonującym a zdenerwowanym głosem.
-Ona miała wypadek -odpowiedziała jej mama.Z moich oczu polały sie potoki łez...................

piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział IX

-Nie wiem jak tu wlazłeś, ale dopilnuję, żebyś nie wyszedł stąd bez sińców ! - wrzasnął do Horana Hazza odrywając sie ode mnie.Nie wiem skąd Irlandczyk sie tam wziął ale zaraz po wybiegu mojego chłopaka do salonu wmaszerowali Liam i Zayn śmiejąc sie.
-No i z czego beka ? Przecież on go zaraz zatłucze!-Wydarłam sie na nich.
-O nie ! Nie mojego kochanego irlandczyka ! Biegnę blondasku ! - krzyknął Zayn i pobiegł za tamtą dwójką.
-A ty co tak stoisz - ponagliłam Liama, który nie mógł opanować śmiechu - biegniemy!- walnełam go poduszką, którą miałam pod ręką i sama udałam sie w tym samym kierunku co Zayn.W jednym momencie byłam w wielkiej willi, a w drugim w ogrodzie.To było dosyć dziwne uczucie.Jakby cały ten dom był grubości kartki papieru anie pół pałacu.Wracając do tego, co tam zobaczyłam to pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi sie w oczy to duzy basen.Drugą było trzech debili chlapiących sie w nim. Nie wyglądali nawściekłych na siebie, tylko rozbawionych. Cała trójka zadowolona chlapała się wodą.
-Dalej myślisz, że by sie pozabijali  ?- zapytał lekko zdyszany Liam stając obok mnie.
-Ale...bo ja myślałam.....- zaczęłam się jąkać- jesteście serio dziwni - wypaliłam a Daddy zaczął sie głośno śmiać.
-Dobra koniec tego dobrego- powiedział do Zayna i Nialla, którzy jeszcze byli w wodzie, a Harry pod pretekstem przyniesienia reczników wychodził z basenu.
-Ok stary, tylko podaj mi rekę- poprosił Liama Zayn.Ten nie spodziewając się niczego podał mu dłoń.Zanim sie zorientował pływał już w wodzie. Chciałam być poważna, ale mi sie nie udało. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam śmieszniejszej rzeczy niż wpadający do basenu, z pozoru przyzwoity Liam, który właśnie toczył z Niallem bitwe na wodę.Gdy tak im sie przyglądałam  poczułam, że odrywam się od ziemi. Spojrzałam na twarz owego kogoś. Harry uradowany przypatrywał mi sie trzymając mnie na rekach.
-Lubisz pływac ?- zapytał z cwaniackim uśmiechem.
-Harry nie ! - krzyknęłam ale było już za późno. Chłopak zrobił dwa kroki i już po chwili wylądowaliśmy w wodzie.Zamiast sie wynurzyć odnalazłam jego twarz w kłębie pływających loków i pocałowałam go.Zdecydowanie dla mnie ta chwila mogła by się nie kończyć.....

*ten sam czas oczami Ginny.
Moje marzenia właśnie siespełniały. W drodze do Lou zatrzymał mnie Justin. Zaczeliśmy gadac a on zaproponował spacer nad może. Zdziwiłam się bo było to półgodziny stąd ale co mi tam.Z nim pójde zawsze.
-Tak, napewno dziewczyny wcale się tobą nie interesują -powiedziałam z przekąsem Justinowi, który upierał sie, że nie ma dobrego wzięcia u dziewczyn.
-No może nie tak całkowicie nie mam, ale napewno mniejsze niż super piątki.
-Jakiej super piątki ? - wypaliłam zdziwiona.
-No chłopakow z One Direction.
-Nie lubisz ich  ?
-Nie nie to nie jest tak,ze ich nie lubie.Liama i Harrego najbardziej ale teraz oni są numerem jednen. A tak na marginesie to denerwuje mnie ten cały Louis  - wyżalił się.
-Dlaczego? Coś ci zrobił ? Pokłóciłeś się z nim ?
-Nie tylko.... może to głupie ale.... nie podoba mi sie sposób,w jaki na ciebie patrzy.
Nie mogłam w to uwierzyć. Justin Bieber właśnie wydaje się być o mnie zazdrosny !!! Przechodziliśmy właśnie przez niewielki lasek prowadzący na plaże. Był mały i piękny.Było ciepło, a liście drzew dawały przyjemny cień.Postanowiłam zapytać, przecież nie sugeruje niczego jednym pytaniem. Chyba...
- Ty chyba nie jesteś ... no nie wiem. .....
-Zazdrosny ? - wyprzedził mnie - tak, wydaje mi sie , że jestem.Serio jestem-wyznał patrząc mi w oczy i stajac na chwile.
-To naprawde niepotrzebne.Nie masz sie o co martwić-wyznałam niepewnie zerkając na jego zamyśloną twarz.Nie umiem określić, jakie wyrażała uczucia.Z jednej szczęście, z drugiej smutek lub zamyślenie.
-Miło to usłyszeć -wyznał, lekko sie uśmiechając.Już chciałam mu odpowiedzieć, lecz za wibrował telefon.Miałam nadzieję, ze JB tego nie usłyszał, ale niestety.
-Odbierz, może to ważne-powiedział odsuwając sie ode mnie.
-Nie nie.To napewno nie istotne - odpowiedziałam robiąc krok w jego kierunku.Szybko spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Monia.Trudno, terasz musi sobie radzić beze mnie.
-Skoro tak mówisz, to chodźmy dalej.
Chwile szliśmy w ciszy.Postanowiłam się odezwać, bo Just wydawał się strasznie zamyślony.
-Dokąd tak naprawdę idziemy?
-To jest niespodzianka.
-No nie ! Prosze cię! Justin no. Nie lubie niespodzianek -skłamałam tylkopo to,żeby powiedział mi gdzie idziemy.Niestety nie udało mi się, a Biebs tylko spojrzał na mnie i zaczął się głośno śmiac.Szliśmy przez dziwnie pustąplaż na, na której nie było zbyt wiele osób.Było to troche dziwne, bo jest to najładniejsza plaza    jaką można tu spotkać i zazwyczaj o tej porze jest tu dużo osób.Szliśmy tak rozmawiając i śmiejąc się aż w końcu Justin wziął mnie za ręke i obrócił plecami do siebie.
-Co robisz - powiedziałam zdziwiona,bo czułam, że zawiązuje mi chustkę na oczach.
-Niespodzianka to niespodzianka, a ja nie chce jej zniszczyć -odpowiedział i pocałował mnie w policzek.Zamurowało mnie. Właśnie dostałąm buziaka od Justina. Jestem w niebie ? Raczej nie. Jestem w miejscu do którego od kilku minut ciagnie mnie Justin. Już miałam zacząć marudzić, ze nic nie widze lecz potknęłam się o gałąź i upadłam wprost na JB.Jaka ze mnie ciota.Oczywiście musiałam mu pokazać jaka jestem niezdarna.Świetnie, pewnie zaraz mnie wyśmieje i powie, ze jestem jakąś życiową kaleką.Podczas tego nieszczęsnego przewrotu zsunęłam sobie z oczu chustkę.Jednym słowem, zepsułam całą niespodziankę.
-Przepraszam - bąknęłam - to wszystko przez to, ze ,,,,- chciałam dokończyć lecz chłopak wszedł mi w słowo.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się - jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła.Na widok tego miejsca zaparło mi dech w piersi Byliśmy na klifie.Dopiero teraz zauważyłam, ze oboje leżymy na kocu a koło nas lezy coś w rodzaju koszu piknikowego.Dookoła nas rosły same drzewa,a widok ukazywał morze i odbijające się w nim, powoli zachodzące słońce.
-Piekne-wyrwało mi się - to wszystko jest takie cudowne. Jak znalazłeś to miejsce ?
-Kiedyś przychodziłem tu z tatą. Zawsze puszczaliśmy stąd latawce.
-Ojej, to urocze,
-Wtedy było.Tak jak on kiedyś.Teraz w ogóle nie ma dla mnie czasu.
Chciałam dowiedziec się dlaczego, lecz znów przeszkodził mi mój telefon.Tym razem był to esemes.Od Lou.
-Przepraszam, ale musze przeczytac - powiedziałam swojemu towarzyszowi.
Gin błagam czy możesz się ze mną spotkac ? Nie chce byc teraz sam a nie mam do kogo zwrócić sie o pomoc.Odpisz.
Normalnie nie wierze.W takim momencie  ?Nie chciałam mu tego robić, ale niestety.Nie zostawię Justina bo Louis ma jakiś problem pewnie nie istotny.Wyłączyłam telefon, nie myśląc o tym, co dzieje się zeświatem i jego problemami.Teraz liczyłam się tylko ja i Just.
-To coś ważnego  ? Tylko nie mów, ze musimy wracać - zapytał JB ze smutkiem - nie chce tak kończyć tego spotkania.
-Żadna, najważniejsza sprawa nie zespuje tego dnia - zapewniła go.Później gadaliśmy jeszcze dobre trzy godziny.Nie wiedziałam, ze Justin tak dobrze gotuje.Zrobił pyszne dania przy a przy okazji podawania mi babeczek, wylał cały sok na swoje spodnie i wyglądał jakby się zsikał.Nie obeszło się bez śmiechu.Po następnej półgodzinie zaczęło mi być zimno.
-Chłodno troche - powiedziałam cicho.
-Naprawde jest ci zimno ?
-Troche. ....
-Masz - odpowiedział i podał mi swoją bluzę, którą miał na sobie.
-Ale teraz tobie będzie zimno - wyznałam zatroskana,ale założyłam ją.Pachniała cudownie.Zapach jego perfum przyprawiał mnie o zawroty głowy.Były świetne.
-Nie będzie, nie martw się -odpowiedział - patrz ! widzisz tam tą wiewiórkę ? - wypalił a ja zaczęłam się śmiać -ale naprawdę, nie zartuje -kontynuował.
-Nie widze - przyznałam nadal się.śmiejąc.
-To chodź tu do mnie , zobaczysz ją - odpowiedział otwierając ręcew moim kierunku.Zmieszałam się.Z jednej strony chciałam to zrobić, a z drugiej bałam się.Przybliżyłam się trochę i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki.Jestem pewna, ze gdybym stała własnie bym usiadła.Jakby w transie przybliżyłam się do JB a on objął mnie ramieniem,Zdziwiłam się faktem, ze tam naprawde jest jakas wiewiórka.Nawet nie jedna a dwie.W pewnym momencie wiewiórki podbiegły do siebie i zrobiły coś w rodzaju przytulenia.
-Jejku, jak słodko wyglądaja-powiedziałam oczarowana wygladem tych zwierzaczków.
-Podobnie jak ty teraz- odpowiedział,a  moja twarz zmieniła barwe z normalnej na czerwona.
-Co masz na myśli ?
-Chodzi mi o to,że uroczo wyglądasz w mojej bluzie, w moich ramionach.
Nie odpowiedziałam nic, tylko wtuliłam się w jego idealnie zbudowany tors.W tamtym momencie kierowało mną uczucie, którego nie jestem w stanie opisać........

________________________________________________

Więc hej ;3 długo nie dodałam bonie miałam weny.
Nie wiem, jak wam się spodoba nowy wątek oczami Gin. Mam nadzieje,ze nie zrąbałam zbytnio.
Następny rozdział dodam jak najszybciej będe mogła.Przepraszam za błędy,pisane późno xd
Ciesze się, ze coraz więcej osób to czyta, bo nie wiem, czy ciągnąc to dalej.
Jeśli się podoba to zostawcie komentarz albo obserwujcie. Ode mnie to tyle, do NN xoxo

sobota, 26 maja 2012

Rozdział VIII

Może wytłumaczę jak Niall , Liam i Zayn  wzięli sie pod diabelskim młynem. A więc:


*Podróż na młyn oczami Liama.
Nie rozumiem o co chodziło Louisowi. To chyba dobrze, że Harremu się poszczęściło z Monią. Swoją drogą, gdyby nie on,sam bym do niej zarywał. Ale uprzedził mnie.On zawsze wyrywa najlepsze laski.Wracając do tematu to po tym, jak Ginny nieudolnie próbowała dogonić Lou (co skończyło się niczym, bo zaczęła pogawędke z JB) my postanowiliśmy zostawić go w spokoju. Sam musiał to wszystko przemyśleć.
-Idziemy stąd ? Przecież nie będziemy tu tak stali- zaczął Zayn.
-Chodźmy na lody, na lody , na lody !
-Oj Niall ty nasz głodomorze - zaśmialiśmy się z Bad Boyem.Jak Nialler postanowił tak zrobiliśmy, a bynajmniej mieliśmy zamiar.Gdy tylko wyszliśmy za bramę szkoły doszły nas szlochy jakiś dziewczyn idących z wesołego miasteczka (które mieściło się 5minut od szkoły). Zrobiło mi sie ich szkoda, więc poprosiłem chłopców, żebyśmy im pomogli.
-Hej dziewczyny. Tak głośno płaczecie, że to aż przykre was słuchać. Czy coś się stało ?- zacząłem niepewnie.
- Nie baranie, płaczą dla beki - wymruczał pod nosem Niall. Na jego nieszczęście słyszałem to i lekko walnąłem go w tył głowy,po czym dziewczyny zaczęły się śmiać.
- No...no...bo my... - szlochała jedna - właśnie spotkałyśmy naszego idola. Harrego. On... on tam był, z jakąś dziewczyną. Mówili do siebie kochanie i trzymali się za ręce a nas tak po prostu zostawił - po jej słowach wszystkie zaczęły płakać - ale wy pewnie nawet nie wiecie kto to jest One ... one ...o kurwa no nie ! Dziewczyne ! Przecież to Niall, Zayn i Liam z One Direction - powiedziała, a reszta z nich podiero teraz na nas spojrzała. Zaczęły piszczeć i skakać. Chwile jeszcze z nimi postaliśmy (nie obeszło się bez autografów i zdjęć) i po kilkunastu minutach puściły nas wolno.Postanowiliśmy przerwać Harremu tą piękną randkę z Monią i ruszyliśmy do wesołego miasteczka. Nie było trudno ich znaleść. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, zę Harry uwielbiał diabelski młyn i to pewnie tam teraz jest. Mieliśmy racje. Siedział migdaląc się z Moniką.
- Ciekawe ile już się tak tam całują - zaczął Niall.
- A co, też byś tak chciał ? - droczył się z nim Zayn.
-9..10..11..12..13 - odliczał sekundy Naill- 35..36..37..38..39 - liczył dalej.
-Ja wale. Długo jeszcze? - niecierpliwił się Zayn.
- No i co zrobiłeś ?! Zgubiłem się !
-Co wy na to, zeby go troszkę wkurzyć - wypaliłem nie wiem czemu.
-Co masz na myśli ? - zapytał Zayn .
-Daj telefon - powiedziałem i już po chwili wybrałem numer Moni, który dała nam dzisiaj przed szkołą.

No i  tak to właśnie było. Wracamy do normalności czyli Harrego i Moni oczami Moniki.
Mimo tego, ze już wyszliśmy z wesołego miasteczka, Harry dalej nie mógł przeboleć tego dowcipu. Zamiast cieszyć się pogodą, pięknem alejki, przez którą właśnie przechodziliśmy to nie, musiał pogadać jeszcze.
-Daj im już spokój - powiedziałam loczkowi,który właśnie uświadamiał Liamowi , że jest najgłupszą osoba na świecie i że on sam kiedyś zrobi mu coś takiego.
-Oj już się nie wściekaj -powiedział Niall z maślanymi oczami - ale jakoś trzeba było urozmaicić tą romantyczną chwile. Wyglądaliście tak słodko, że aż mnie brzuch rozbolał - śmiał się Irlandczyk.
- Grabisz sobie -zagroził mu Harry - a właśnie, gdzie jest Lou ?- po jego słowach wszyscy zrobili niepewne miny a Liam bąkną coś w stylu.
-Musiał już iść. Źle się czuł - oczywiście wiedziałam, że ściemnia ale wszyscy postanowiliśmy przymknąć na to oko. No dobra. Wszyscy oprócz Harrego który jeszcze nie miał pojęcia o tym, jak bardzo Louis mnie nie znosi.Strasznie przeją się losem przyjaciela.
-O kurde. Powinniśmy do niego iść. Jeśli serio jest chory to musi ktoś przy nim być - chłopcy nie wiedzieli co zrobić, więc znów musiałam wpaść na błyskotliwy pomysł.
- My.. myślę , ze to nie najlepszy pomysł - wydukałam grając na zwłokę.
-Dlaczego ?- zasmucił się Harry.
- Bo...bo jest piątek po południu, mieliśmy iść do Ciebie, a Lou chciałby , żebyś dobrze się bawił - wydukałam doznając olśnienia.
- Ale on bedzie sam ... - zawiesił się Harry. Szkoda mi go było naprawdę się martwił. W końcu Zayn postanowił mi pomóc.
- Zadzwonimy do Ginny ! - wypalił - wszyscy chyba zauważyliśmy , ze od razu wpadła mu w oko.
- Świetny pomysł - ucieszył się Hazza a ja posłałam mulatowi wdzięczny uśmiech. Wykonałam szybki telefon do Ginny ( tak naprawde rozmawiałam z jej sekretarką, bo Gin nie odbierała) i ruszyliśmy domieszkania chłopców. Po drodze czułam wibracje telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz ; 16 nieodebranych połączeń. 12 od Czarka, 2 od Kasi , jedno od mamy i jedno od Gin.Czego ci ludzie teraz ode mnie chcą. Z tym dupkiem napewno nie mam zamiaru gadać, do Kasi oddzwonie później, do mamy napisałam krótką wiadomość, ze wróce późnym wieczorem a Gin zostawiłam w spokoju.Wyłączyłam telefon, żeby już nikt mi nie przeszkadzał . Po chwili doszliśmy do ich wielkiej chaty.Harry przepuścił mnie w bramce,wszedł sam i zamknął ją za sobą
-Wy tu zostajecie - powiedział do przyjaciół z zwycięskim uśmiechem.
-Co ?! Stary nie możesz nam tego zrobić! - wydarli sie prawie jednocześnie.
-Moge i włąśnie to robie. Jeśli tym razem postanowicie mi przerwać to nie liczcie na to, ze jeszcze kiedykolwiek zrobie wam jedzenie.
-Oj stary! Wiesz, ze nikt oprócz ciebie nie potrafi gotować!a wy sami, tak bez opieki ?! - oburzył się Niall - przecież jesteście niepełnoletni chyba wiecie, ze .....
-Paaaa - przerwał mu Harry, odwrócił się od nich i podszedł do mnie..
-To nie było miłe - powiedziałam śmiejąc się.
- Ale nareszcie mam cie tylko dla siebie -wyznał a ja zalałam się wielkim rumieńcem.
Weszliśmy do domu.W środku był urządzony prawie tak jak moj. Ciekawe kto z nich ma taki dobry gust. Mimo wszystko jak na dom 5 chłopaków było w nim strasznie czysto co mnie  bardzo zdziwiło.
-Który z was ma taki gust codo wystroju wnętrz ? -zapytałam,nie mogąc się powstrzymać.
-Oczywiście, ze ja .
-Taaaaak panie idealny. Może mi jeszcze powiedz, ze sam posprzątałeś ?
-Tak, na tę specjalną  okazję - uśmiechnął się.
-Jaką znów okazję ?
-Właśnie dlatego chciałem, żebyśmy byli sami - wyznał siadając na jednym z krzeseł i sadzając mnie sobie na kolanach. Uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę - Chce ci powiedziec coś, co czuje od kiedy pierwszy raz cię ujrzałem - zaczął spokojnym głosem.Był spokojny w przeciwieństwie do mnie. Cała się trzęsłam - chodzi o to, ze .. że myślę o tobie dniami i nocami.Od kiedy cię zobaczyłem,po prostu, zakochałem się w tobie, rozumiesz? Może to głupie, bo znam cię dwa dni, w te dwa dni zrozumiałem, ze nikogo na świecie jeszcze tak nie pragnąłem. Nigdy nie czułem do kogoś tak silnego uczucia jak teraz do ciebie.Nie wiem czy czujesz do mnie to samo i to pytanie mnie zabija, bo wiem, ze bez ciebie z mojego życia znikną wszystkie piękne chwile, które powstały od kiedy cię zobaczyłem.No i to by było na tyle -powiedział  rumieniąc się - odpowiesz mi na to? Dasz nam szanse ? - Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy coś do niego czułam. Napewno tak, ale czy to była miłość ? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam,ze zwlekam z odpowiedzią juz długo bo zaczął bawić się moimi palcami, lecz nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Dlaczego mamy nie spróbować ? Gdy spojrzałam w jego piękne, zielone oczy zrozumiałam, że to w nie chce patrzeć do końca życia. Po tym już wiedziałam.Zakochałam się w jego oczach, jego ustach, uśmiechu,pocałunkach. Po prostu w nim. Jeszcze raz spojrzałam mu w oczy w których zobaczyłam miłość i pewność siebie. Poczułam się kochana. Zbliżyłam swoją twarz bliżej niego i skradłam z jego ust jeden pocałunek. Jeden namiętny pocałunek.
-Czy to znaczy, ze tak? - zapytał z uśmiechem na ustach i nadzieją w oczach .
- To znaczy,oczywiście, ze tak ! - krzyknęłam a on wziął mnie na ręce i wykonał kilka obrotów.Jeszcze nie widziałam tak szczęśliwego człowieka.Usiadł na kanapie, a ja znów siedziałam na jego kolanach.
-Zrobisz dla mnie jeszcze coś ?- zapytał .
-Nie wymagasz za dużo ? -zaśmiałam się. W tym momencie byłam w stanie zrobić wszystko o co mnie poprosi.
-Pocałuj mnie. Tak jak na diabelskim młynie.
-Oj nie wiem, nie wiem - droczyłam się z nim.
-Skoro ty mi go nie dasz to sam sobie go wezmę -powiedział i położył mnie na plecach. Szybko przybliżył swoją twarz do mojej i znów czułam jego wargi na swoich. Z jednej strony całował namiętnie ale też tak delikatnie, jakby się bał, ze zaraz mi coś zrobi. Nie chciałam tego kończyć (wiem , ze jestem zachłanna) ale sposób w jaki mnie całował przyprawiał mnie o dreszcze. Wlepiłam swoje palce w jego włosy tym samy nie pozwalając mu się oddalić.
- Ekhem - kaszlnął ktoś za nami. Harry szybko oderwał się ode mnie spazmatycznie łapiąc powietrze.Chyba przestraszył się tak , jak ja.Oboje spojrzeliśmy kto to. Był to nikt inny jak ....................

piątek, 25 maja 2012

Rozdział Seven ....seven !? seven!

 - Mo...mo....możesz mi powiedzieć,co robimy przed wesołym miasteczkiem  ?- wyksztusiłam oszołomiona.
- Idziemy sie zabawić - nareszcie raczył mi odpowiedzieć Harry poruszając śmiesznie brwiami.
-Zwariowałeś - zaczęłam się śmiać a ten wziął mnie za reke i pociągnął przed siebe. To miejsce było ogromne i niesamowite. Pełno było w nim ludzi , przebierańców , sklepików i innych takich pierdół. Nagle zatrzymaliśmy się gwałtownie. Właściwie to ja się zatrzymałam, bo Hazze otoczyła grupa napalonych fanek. Zaczęły piszczeć, skakać, rzucać się na niego. Chyba miał problem z pozbyciem się ich więc postanowiłam mu pomóc.
-Kochanie telefon do ciebie - krzyknęłam i nic, więc postanowiłam zrobić coś lepszego -ze szpitala i mówią, że twoja właśnie tam trafiła ! - Harry w mgnieniu oka wyplątał się z objęć fanek i podbiegł do mnie.
- Jak to w szpitalu !?
-No tak ! Chodź tam widziałam taksówki - powiedziałam i pobiegłam z nim na tyły tych wszystkich budek. Stanęłam i schowałam się za jedną z bud ciągnąc Harrego w swoją stronę.
- Co ty robisz ! Przecież musimy jechać do mojej mamy ! Bo ona ...
- Spokojnie, nic jej nie jest,nikt nie dzwonił -przerwałam mu.
-Ale mówiłaś ...
-Kłamałam - znowu weszłam mu w słowo - wyglądałeś tak bezradnie, że postanowiłam interweniować. Chyba nie jesteś zły - powiedziałam robiąc maślane oczy.
-Pewnie, że jestem !
- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałąm smutna - chciałam ci pomóc.
- To niedopuszczalne zachowanie ! Za kare będziesz musiała dać mi buziaka.
- O nie ! Dlaczego tak wielka to kara !?
- Prędzej, bo zażądam czegoś jeszcze - odpowiedział znów robiąc to coś z brwiami.
- Choć głuptasie - odpowiedziałam chwytając jego ręke.
- A moje przeprosiny ? - wygiął usta w podkówke.
- Późnieeeeeeeeeeeeeeeeeej - przeciągnęłam samogłoskę.
Najpierw poszliśmy na rollercostery. Ja bawiłam się świetnie, lecz Harry wyglądał jak by  miał zaraz zwrócić śniadanie. Później połaziliśmy koło tych wielkich bud. Hazza postanowił, że chce zagrać w to całe'strzelanie do butelek''. Po 3 nieudanym razie uznałam, ze poczekam na niego na ławce. Po niedługiej chwili siedzenia poczułam, że ktoś posadził mi coś na kolanach. Właśnie trzymałam na kolanach misia nadzwyczajnych rozmiarów. Loczek usiadł koło mnie podekscytowany i zmęczony.
-Jejku jaki wielki !
- Prosze bardzo - odpowiedział z uśmiechem - już traciłem nadzieje, że się uda a jednak.
-Never say never - powiedziałam i oboje zaczęliśmy sie śmiać.Najlepsze zostawiliśmy na koniec. Właśnie nadszedł czas,zeby udać się na diabelski młyn. Zawsze chciałam się takim przejechać , tylko, że był jeden problem. Gdy już mieliśmy wsiadać zablokowałam się.
- Ha...Harry ja ... ja nie moge .
- Co... dlaczego!?
- Mam lęk wysokości.
- No to tej pani już podziękujemy - powiedział jakiś dres za mną ciągnąc mnie do tyłu. Harry szybko wyskoczył z wagonika i walnął go w twarz.
- Tego pana już stąd weźmiemy powiedział do dwóch dryblasuw pilnujących bezpieczeństwa. Po tym wziął mnie na ręce ( jak Edzio Belle hehe ) i wsiadł do wagonika. Szarpałam sie jak mogłam,lecz nie miałam z nim szans. Najpierw posadził mnie, potem wsiadł sam a na końcu obok siebie postawił Stefana ( misia). Ruszyliśmy. Nie było już ucieczki.
- Zwariowałeś  !? Ja naprawde sie boje ! A jak wypadniemy albo ..
- Spokojnie - złapał mnie za rekę - nic ci sie nie stanie . Tylko zobacz jak tu pięknie -powiedział wskazując palcem na widok , na który dopiero teraz  zwróciłam uwagę. Zamurowało mnie. Było tak pięknie.Nie jestem w stanie tego opisać. Big Ben na tle zachodzącego słońca, Tower Birght , po prostu Londyn. Wszystko to tak pieknie sie komponowało.
- Wiedziałem, ze ci się spodoba -mruknął zadowolony z siebie loczek - a właśnie, co z moimi przeprosinami?
- Ale ty jesteś uparty !
- Nie marudź tylko dawaj buziora - nastawił policzek a ja powoli zbliżałam się do jego twarzy.W ostatnim momencie odwrócił się w moją stronę i nasze usta sie zetknęły. To było takie piekne, całował tak cudownie. Nie chciałam tego kończyć więc wzięłam jego twarz w dłonie i przybliżyłam mocniej do siebie. Nie sprzeciwił się, tylko polożył obie ręce na moich biodrach. Czułam, że idealnie się dopełniamy. To było troche dziwne bo całowal 1000 razy lepiej niż sobie to wyobrażałam ( a przecież robiłam to tak często ). Nagle gwałtownie zahamowaliśmy. Okazało sie , ze dojechaliśmy na samą górę i akurat w tym momencie coś się zepsuło.
 -Proszę nie panikować ! Wszystko zajmie nam około półgodziny- mówił niski głos przez megafon. Postanowiłam już się od niego odkleić,lecz ona przycisnął mnie mocnej do siebie i wyszeptał ''nie przestawaj''. Jak mogłabym mu się sprzeciwić . Trwaliśmy tak jeszcze chwile ale oczywiście wszystko musiał przerwać dzwonek mojego telefonu.......

* w tym samym czasie oczami Ginny .

No świetnie. Monia zostawiła mnie samą z tymi ciachami. Chcąc nie chcąc musiałam tam z nimi stać żeby nie wyjść na jakąś płochliwą idiotkę ( którą jestem).
-Więc mówisz, ze grasz na gitarze ? - zagadał do mnie blondyn. To był chyba Niall, ten irladnczyk. Nie jarałam się tak bardzo 1D w przeciwieństwie do Moni,która ciągle o nich gadała. Za to ja kochałam Justina. I dziś moje marzenia się spełniły i przegadałam z nim dobre 4 lekcje. W końcu  Biertta ( nauczycielka polskiego ) wkurzyła sie  i przesadziła Justina do innej ławki. Głupia baba. Chyba długo nie odpowiadałam bo Niall chrząknął głośniej.
- Tak tak. Gram już dwa lata.
- Jejku ja też ! W sensie, ze gram na gitarze - odpowiedział.
- A wy na czymś gracie ?
- Też gitara- powiedział Liam
- Trójkąt - powiedział los terroros a my zaczeliśmy się śmiać - no co !? Przecież to też instrument !- udał obrażonego.
- Ja gram na pianinie - powiedział Lou. Jejku to takie romantyczne jak chłopak gra na pianinie. Tak właściwie to Lou cały był uroczy. Te oczy,ten uśmiech , głos ... Boże co ja gadam ! Nie moge się w nim zakochać, przecież jest Justin....Z moich przemyśleń wyrawał mnie głos Daddyego .
- Ciekawe co robią nasze gołąbeczki.
- O kim mówisz ?- wypaliłam a oni walnęli facepalma.
- Oj no Harry i Monia.
- Ale o czym wy mówicie -mówiłam dalej skolowana.
- To ty o niczym nie wiesz ?- zapytał równie skołowany Liam.
- Pomiędzy tą dwójką zrodziła sie '' miłość od pierwszego wejrzenia '' - wymruczał coś pod nosem Lou.
- Stary o co ci chodzi !? - wkurzyał się powoli Zayn - nie cieszysz się, że przyjacielowi sie układa ?
- Nir okej ?! Niech mu sie układa ale .... czy to znaczy , ze musi sie tak tym szyczycić ?! Ciągle o niej gada , bez przerwy. Zawsze po spotkaniu z nią przychodzi taki szczęśliwy. I jest mi źle ok ? Bo ja nigdy go tak nie uszczęśliwiałem
- Ale czy ty tego nie rozumiesz ?  Nie widzisz ile ona dla niego znaczy ?
- Widze i to jest najgorsze. Ona w 2 dni zdobyła jego serce a ja po 2 latach tak naprawde nie umiem do niego trafic.
- Chyba nie jesteś zazdrosyny.
- Nie wcale. Dajcie wy mi wszyscy święty spokój - zakończył rozmowe Lou i wybiegł z dziedzińca. Już chciałam za nim biec ale nie wiadomo skąd wyrósł przede mną Biebs. Ten to se wybał moment. Mimo wszystko pod jego spojrzeniem ugięły mi sie nogi.......

*wracając do Hazzy i Moni.

Nie teraz, nie teraz,nie teraz. Dlaczego to mi sie zdarza w takich pięknych momentach !?
- Odbierz, może to coś ważnego - powiedział lekko zdyszany Harry uśmiechając się do mnie.
- Przepraszam - bąknęłam i spojrzałam na wyświetlacz.
- Ale, to ... to chyba do ciebie. Liam dzwoni ..
- Do mnie ? - zdziwił się.
H: Halo ?
L: Telepizzeria Maestro. Czy zamawiał pan pizze pod diabelski młyn ?
H: Co? nie ? Pod co?
L : Nikt tu się nie zna na żartach. Po prostu spójrz w dół.
Harry wychylił sie z wagoniku, a na jego twarzy malowała się znudzenie i wściekłość.
- I po to nam przerwałeś ? - wydarł się -żebym zobaczył bande głupków pod diabelskim młynem .
- Oj kochanie, nie chcieliśmy ci przeszkadzać - odpowiedział tym razem Zayn . Po jego słowach młyn niespodziewanie ruszył a my powoli zjeżdżaliśmy na dół. Zatrzymaliśmy się. Najpierw Hazza pomógł mi wysiąść , a później odwrócił się i już miał zamiar biec za chłopakami ( którzy w tym momencie zwiewali gdzie pieprz rośnie ) lecz złapałam go za rękę .
- Nie goń ich - powiedziałam posyłając mu ciepły usmiech.
- To miał być nasz wieczór. A nie nasz zepsuty przez nich - po jego słowach wstałam, weszłam na palce i szepnęłam mu do ucha ' Nikt przez całe życie nie dał mi tyle do zapamiętania niż ty przez ten wieczór''........